Tego dnia wszystko wskazywało na to, że polowanie, które miało się odbyć na szczycie Śnieżnicy będzie wyjątkowe.
W dniu 17 grudnia, bo o nim mowa, myśliwych z KŁ „Hubert” w Tymbarku odwiedzili koledzy po strzelbie z KŁ „Groń” w Makowie Podhalańskim, w nocy spadło kilka centymetrów śniegu, rano panował lekki mróz, a niebo było bezchmurne. Słowem – warunki do polowania wręcz idealne.
Na zbiórce stawiło się 25 myśliwych z trzema psami. Po krótkiej odprawie i przypomnieniu zasad bezpieczeństwa, nasi łowcy przejechali w pobliże miejsca łowów i po ponownej zbiórce rozeszli się na wyznaczone stanowiska. Z informacji uzyskanych od tropicieli wynikało, że do pierwszego miotu nad ranem weszła wataha około 10 dzików. Ta informacja zelektryzowała zebranych, którzy jakoś bardziej niespokojnie wyczekiwali na sygnał rozpoczęcia marszu naganki.
Teren, który mieli przebyć naganiacze był bardzo trudny. Dość duża warstwa śniegu i gęste młodniki spowalniały ludzi, więc całą nadzieję pokładano w psach. Nie zawiodły. Już po kilkunastu minutach zaczęły „głosić” i dopadły dziki w jednym ze wspomnianych młodników. Po kilku chwilach udało im się odłączyć od watahy dwie sztuki, które wybiegły wprost na czekających myśliwych. Jak się potem okazało, na jednej z flanek pojawiła się trzecia sztuka, którą pozyskał kol. Kita. Był to jego pierwszy dzik w „karierze”. 3 dziki w pierwszym pędzeniu! Takiego wyniku nikt się nie spodziewał. Radość myśliwych zmąciła jednak wiadomość, że czwarty dzik został raniony i trzeba użyć psów do jego odnalezienia. Etyka myśliwego obliguje przecież do jak najszybszego odnalezienia rannej zwierzyny. Drugie pędzenie miało zatem wyglądać zupełnie inaczej.
Z racji specyficznego charakteru zadania, które czekało łowców (należało iść po świeżym tropie i nadążać za psami tropiącymi w bardzo trudnym terenie), naganiacze zostali przy płonącym ognisku, mogąc posilić się pyszną dziczyzną przywiezioną przez kol. Krzysztofa Toporkiewicza, a za tropem podążało trzech myśliwych z prawem strzału w miot. Ustawiono także dwie linie z pozostałych uczestników polowania, które miały blokować postrzałka. Okazało się, że dzik zdążył ujść prawie kilometr. Na szczęście znów na wysokości zadania stanęły psy, które przytrzymały dzika w młodniku. Udało się go pozyskać kol. Jakubowi Jurowiczowi, który tym samym również dopisał do swojego konta pierwszego w życiu „czarnego zwierza”.
Przyszła pora na tradycyjny pokot. Odtrąbiono sygnały oddające hołd upolowanym zwierzętom. Był on uroczysty tym bardziej, że dwóch myśliwych miało zostać pasowanych na rycerzy św. Huberta. Jest to odwieczny zwyczaj niejako ogłoszenia prawdziwym łowcą po pozyskaniu pierwszej sztuki „grubej” zwierzyny. Ceremonię poprowadził kol. Bogusław Pawłowski. Młodzi myśliwi uklękli na prawym kolanie, opierając się o swoją broń, w lewej ręce trzymali nakrycie głowy, a łowczy naszego koła uczynił na ich twarzach znak krzyża farbą pozyskanych dzików, życząc im dalszych pomyślnych łowów i nakazując aby zachowali zasady etyczne prawdziwego polskiego myśliwego. Po ceremonii, zebranych zaproszono na biesiadę, która odbyła się w „Hubertówce”
Darz Bór!
Jakub Jurowicz